Znowu jest weekend. Wreszcie ładna pogoda, koguty pieją, słonko praży, wiatr wieje jak cholera.
Czułam jak mnie zwiewa z powierzchni ziemi. W sobotę przyjechała Iga Sz., moja przyjaciółka po rodzicach. Iga kocha oglądać filmy,
więc ściągnęłam kilka z chomika.
"Tron- dziedzictwo" wydawał się obiecujący, ze względu na muzykę Daft Punka i ciekawą historię. Jednak po obejrzeniu i w trakcie oglądania byliśmy wielce rozczarowani (mój tata też). Potem puściłam Fight Club, żeby Iga popatrzyła sobie na Brad'a Pitt'a (To jej "czró laff" D:), a ja się obraziłam
(SFOSIAŁAM, żeby nie było, że tak na poważnie ;) i poszłam do pokoju czytać Igrzyska Śmierci, które pożyczyłam od Xeni (już kończęę). Tata kazał nam iść się myć, co odwlekałyśmy przynajmniej godzinę, a potem puściłyśmy Iluzjonistę, którego nie miałyśmy siły obejrzeć do końca.
W międzyczasie Iga rozmawiała ze swoimi sześcioma chłopakami, nie ogarniam już, który jest który.
No cóż...
Niedziela była ciekawsza, wstałam koło 13:05, to znaczy po namowie Igi. Strasznie mnie irytuje, kiedy pyta się co pięć minut, czy wstaję. Zazwyczaj gdy jest u mnie koleżanka (ew. przyjaciółka) stara się iść spać i wstawać przed nimi, wyglądać na ułożoną i w ogóle. Coś mi nie wychodzi.
Ubrałam się i poszłyśmy na śniadanie- kanapki z żółtym serem i jajkami w majonezie. Zabrakło mleka i masła, więc musiałyśmy iść do sklepu za rogiem. To jedyny sklep w promieniu pięciu kilometrów,
co za wieś! Ale za to lubię Maślice. Wychodzimy jakieś pół godziny, jest 9 stopni więc zakładam mój ukochany niebieski płaszczyk. Zaciskam pasek do końca (pamiętaj, żeby odciąć nitki!) i jesteśmy gotowe do drogi. Bardzo krótkiej drogi.
Wieje okropecznie, mimo to nie zakładam kaptura. Kilka kroków, wchodzimy, zabieramy towar,
płacimy i w drogę powrotną. Wtedy naszła mnie myśl, żebyśmy poszły na spacer po okolicy.
Czemu nie, w końcu jest cieplej. W domu składam propozycję Idze i pytam tatę o zgodę (oczywiście nie było sprzeciwu, grał na basie), wrzucam kilka fantów do torby i wychodzimy. Wiatr wyje jeszcze bardziej. Na chwilę przystaję, żeby się rozejrzeć i zadecydować o kierunku "ekspedycji".
Iga zabrała iPoda więc wydziera się wniebogłosy (litościi...). Wkrótce znajdujemy się na długiej- wydawałoby się nawet- nieskończonej asfaltowej drodze otoczonej polami i drzewkami. Idziemy...idziemy...marzną mi uszy, staram się ułożyć szalik tak, żeby było cieplej. Na darmo. Idziemy...idziemy...mijają nas nieliczne auta i motory...po prawej zauważam niewielki staw na wyschniętej trawie. No cóż, lepsze to niż nic, pomyślałam.
odszukałam przejście przez strumyk płynący wzdłuż przerwanego płotu.
Przez chwilę zastanawiałam się, czyja to ziemia, ale moja towarzyszka wyrwała mnie z zamyślenia
wrzaskiem imitującym Lanę del Rey. Chciałam zgromić ją wzrokiem, ale tylko się zaśmiałam.
Usiadłyśmy na brzegu tafli wody, a Iga włożyła do niej nogę. Ledwo powstrzymałam rękę
wędrującą do twarzy, chcącą ukryć zażenowanie. Oczywiście zaczęła krzyczeć i podskakiwać, gdy lodowata woda zmoczyła jej skarpetki.
W okolicy często woduje się modele samolotów, sterowane przez kolekcjonerów.
Maślice to istny azyl dla maniaków tego hobby, ze względu na dużą otwartą przestrzeń.
Tak też ujrzałyśmy kilka składanych modeli lecących tuż nad bajorkiem.
Od razu wyobraziłam sobie, że to Czerwony Baron...
Starałam się wymyślić coś do tęczowego notesika, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Zaczęło się robić zimno i nudno więc wróciłyśmy. W domu tata kazał nam obierać ziemniaki na obiad.
Tak, tak! Bardzo śmieszne, hahaha. Obrałyśmy, poszłyśmy do komputera.
Iga znowu gadała ze swoimi chłopakami, a ja czytałam. Miałam ochotę zadźgać ją myszką, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Chciałyśmy obejrzeć nowe anime- "07 Ghost".
Odcinek już się ładował, a ona dalej rozmawiała ze swoim Jacusiem. Skończyło się tak, że jej mama przyjechała zanim zaczęłyśmy oglądać. ALE! Nie wylogowała się! Zostawiła mi pełne pole do popisu.
Jednak, z mojej dobroci duszy, nie wcieliłam w życie mego złowieszczego planu.
Napisałam tylko "Jestem Iga wszyscy mnie kochają ♥♥♥". Tyle.
Myślałam, że nikt się nie zainteresuje, jednak po raz kolejny zawiodłam się na roczniku '98.
Niby tylko rok różnicy, a taka przepaść kulturowa....załamka. Nie będę pisać dlaczego.
Chwilę posiedziałam na Facebook'u, potem weszła mama na Skype'a i pogadałyśmy z godzinkę,
a ja przypomniałam sobie o kartkówce z biologii (dźwięki grozy). Na domiar złego, biola jest na pierwszej lekcji.
Pożegnałam się z matulą i zaczęłam się uczyć z podręcznika w formacie pdf. Bo po co mi materialny podręcznik? I zeszyt? Pff. Zrobiłam sobie malutkie karteluszki z których się uczyłam około 5 min.
Później miałam już dość, więc poszłam spać.
Dziękuję za uwagę, dobranoc
P.
P.S.: Kilka zdjęć z dzisiaj:
"Tron- dziedzictwo" wydawał się obiecujący, ze względu na muzykę Daft Punka i ciekawą historię. Jednak po obejrzeniu i w trakcie oglądania byliśmy wielce rozczarowani (mój tata też). Potem puściłam Fight Club, żeby Iga popatrzyła sobie na Brad'a Pitt'a (To jej "czró laff" D:), a ja się obraziłam
(SFOSIAŁAM, żeby nie było, że tak na poważnie ;) i poszłam do pokoju czytać Igrzyska Śmierci, które pożyczyłam od Xeni (już kończęę). Tata kazał nam iść się myć, co odwlekałyśmy przynajmniej godzinę, a potem puściłyśmy Iluzjonistę, którego nie miałyśmy siły obejrzeć do końca.
W międzyczasie Iga rozmawiała ze swoimi sześcioma chłopakami, nie ogarniam już, który jest który.
No cóż...
Niedziela była ciekawsza, wstałam koło 13:05, to znaczy po namowie Igi. Strasznie mnie irytuje, kiedy pyta się co pięć minut, czy wstaję. Zazwyczaj gdy jest u mnie koleżanka (ew. przyjaciółka) stara się iść spać i wstawać przed nimi, wyglądać na ułożoną i w ogóle. Coś mi nie wychodzi.
Ubrałam się i poszłyśmy na śniadanie- kanapki z żółtym serem i jajkami w majonezie. Zabrakło mleka i masła, więc musiałyśmy iść do sklepu za rogiem. To jedyny sklep w promieniu pięciu kilometrów,
co za wieś! Ale za to lubię Maślice. Wychodzimy jakieś pół godziny, jest 9 stopni więc zakładam mój ukochany niebieski płaszczyk. Zaciskam pasek do końca (pamiętaj, żeby odciąć nitki!) i jesteśmy gotowe do drogi. Bardzo krótkiej drogi.
Wieje okropecznie, mimo to nie zakładam kaptura. Kilka kroków, wchodzimy, zabieramy towar,
płacimy i w drogę powrotną. Wtedy naszła mnie myśl, żebyśmy poszły na spacer po okolicy.
Czemu nie, w końcu jest cieplej. W domu składam propozycję Idze i pytam tatę o zgodę (oczywiście nie było sprzeciwu, grał na basie), wrzucam kilka fantów do torby i wychodzimy. Wiatr wyje jeszcze bardziej. Na chwilę przystaję, żeby się rozejrzeć i zadecydować o kierunku "ekspedycji".
Iga zabrała iPoda więc wydziera się wniebogłosy (litościi...). Wkrótce znajdujemy się na długiej- wydawałoby się nawet- nieskończonej asfaltowej drodze otoczonej polami i drzewkami. Idziemy...idziemy...marzną mi uszy, staram się ułożyć szalik tak, żeby było cieplej. Na darmo. Idziemy...idziemy...mijają nas nieliczne auta i motory...po prawej zauważam niewielki staw na wyschniętej trawie. No cóż, lepsze to niż nic, pomyślałam.
odszukałam przejście przez strumyk płynący wzdłuż przerwanego płotu.
Przez chwilę zastanawiałam się, czyja to ziemia, ale moja towarzyszka wyrwała mnie z zamyślenia
wrzaskiem imitującym Lanę del Rey. Chciałam zgromić ją wzrokiem, ale tylko się zaśmiałam.
Usiadłyśmy na brzegu tafli wody, a Iga włożyła do niej nogę. Ledwo powstrzymałam rękę
wędrującą do twarzy, chcącą ukryć zażenowanie. Oczywiście zaczęła krzyczeć i podskakiwać, gdy lodowata woda zmoczyła jej skarpetki.
W okolicy często woduje się modele samolotów, sterowane przez kolekcjonerów.
Maślice to istny azyl dla maniaków tego hobby, ze względu na dużą otwartą przestrzeń.
Tak też ujrzałyśmy kilka składanych modeli lecących tuż nad bajorkiem.
Od razu wyobraziłam sobie, że to Czerwony Baron...
Starałam się wymyślić coś do tęczowego notesika, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Zaczęło się robić zimno i nudno więc wróciłyśmy. W domu tata kazał nam obierać ziemniaki na obiad.
Tak, tak! Bardzo śmieszne, hahaha. Obrałyśmy, poszłyśmy do komputera.
Iga znowu gadała ze swoimi chłopakami, a ja czytałam. Miałam ochotę zadźgać ją myszką, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Chciałyśmy obejrzeć nowe anime- "07 Ghost".
Odcinek już się ładował, a ona dalej rozmawiała ze swoim Jacusiem. Skończyło się tak, że jej mama przyjechała zanim zaczęłyśmy oglądać. ALE! Nie wylogowała się! Zostawiła mi pełne pole do popisu.
Jednak, z mojej dobroci duszy, nie wcieliłam w życie mego złowieszczego planu.
Napisałam tylko "Jestem Iga wszyscy mnie kochają ♥♥♥". Tyle.
Myślałam, że nikt się nie zainteresuje, jednak po raz kolejny zawiodłam się na roczniku '98.
Niby tylko rok różnicy, a taka przepaść kulturowa....załamka. Nie będę pisać dlaczego.
Chwilę posiedziałam na Facebook'u, potem weszła mama na Skype'a i pogadałyśmy z godzinkę,
a ja przypomniałam sobie o kartkówce z biologii (dźwięki grozy). Na domiar złego, biola jest na pierwszej lekcji.
Pożegnałam się z matulą i zaczęłam się uczyć z podręcznika w formacie pdf. Bo po co mi materialny podręcznik? I zeszyt? Pff. Zrobiłam sobie malutkie karteluszki z których się uczyłam około 5 min.
Później miałam już dość, więc poszłam spać.
Dziękuję za uwagę, dobranoc
P.
P.S.: Kilka zdjęć z dzisiaj:
cudowne zdjęcie, nie ma co.
yyy...noga?






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz