wtorek, 21 lutego 2012

Nadciągają Cumulusy!

Czy żaden z moich dni nie może być ciekawy? Nic się nie dzieje.
Więc będę ubarwiać, żeby nie zanudzić. Niby wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc"
ale czemu, skoro większość ludzi tak pisze? Większość ludzi napisałaby również "wszyscy ludzie tak piszą".
A ja niestety nie lubię tych słów, skrajności- wszyscy, wszystko, nikt, nic, zawsze, nigdy.
Pamiętajcie- JA to nie WSZYSCY

Wracając do głównego wątku- każdy mój dzień jest nudny. CHYBA ,ŻE coś się dzieje. To nie ma sensu, prawda? Właśśśnie...oto ja!
Mój dzień w skrócie: wstaję sobie niezbyt wcześnie, gdzieś tak koło 13, leżę jeszcze pół godziny.
Potem nasłuchuję czy ktoś jest w domu, jeśli nic nie słyszę rozciągam się, otwieram okno i po cichu wychodzę.
Czemu po cichu? Nie lubię..akhm..NIE ZNOSZĘ  hałasować. Oczywiście jak wyjdę z pokoju, od razu wchodzę na wizję mojej Matki Chrzestnej (Chrzęstnej :), która z rozpędu pyta się mnie co chcę zjeść,
Na co ja jak zwykle spłoszona mruczę coś pod nosem, że sama sobie zaraz zrobię po, czym wracam do pokoju (że niby się ubrać, ale nie niee) i kładę się na brzegu łóżka myśląc o myśleniu o niczym.
Wywołując u mnie dreszcz jak u wystraszonego szczura, Matka (już nie będę pisać, że Chrzestna, ok?)
krzyczy z salonu, czy chcę kakao i że kanapki leżą na stole. W tym momencie muszę się podnieść, przeciągnąć jeszcze raz i wywlec z pokoju. Tu wykonywane są czynności toaletowe, opis raczej niewymagany?
Jak już przytroczę swój seksowny zadek (Informacja dla kolegi z Bg- to.była. IRONIA.) do kuchni, robię sobie kakao w ulubionym kubku z kokeshi
i zabieram śniadanie do pokoju. Jem oczywiście godzinę, jak zawsze. Ale ja lubię wolno jeść,
żołądek nadąża z trawieniem!
Podczas konsumpcji pod skośnymi okienkami wpatruję się w pierwsze
wiosenne białe chmurki na błękitnym niebie i chłonę zimną bryzę powietrza, łowiąc wspomnienia
z pobytu w Anglii. Uświadamiam sobie,że to ta sama atmosfera co w weekendowe popołudnie
na Fernhill Road- leniwe słońce oświetla korony drzew targane przez chłodne zefiry wpadające do mojego pokoju na piętrze potrącając po drodze białe firanki,
ogromne, śnieżnobiałe cumulusy powoli sunące po niebieskim płótnie, zupełnie jak na obrazku.
Po wąskiej, równiutkiej drodze nie jedzie żadne auto, nic nie zakłóca ciszy panującej wzdłuż ulicy
na Oxfordzkim wzgórzu.
Bardzo lubiłam ten dom, wreszcie miałam ogródek. A w ogródku słoneczniki...

       Niestety wtedy muszę wrócić do rzeczywistości, nie mogę dać się porwać marzeniom.
Jak zwykle oglądam zeszyt do polskiego i zbieram wypadające z niego karteczki z rysunkami.
Zapisuję sobie po raz nie wiadomo który, żeby pożyczyć od kogoś lekcje, i że trzeba kupić nowy zeszyt.
Tak, mam bardzo krótką pamięć. Do rzeczy ważnych! Jak już zjem śniadanie (albo połowę)
odnoszę talerzyk z powrotem do kuchni i połykam dzienną dawkę rutinoscorbinu + witamin.
 Otóż tata posądza mnie o anoreksję, co za bzdura. Dopiero po zjedzeniu pigułek
mam wystarczającą ilość energii witalnej potrzebnej do ubrania się.
Mimo to, pozostaję w piżamie, jak zwykle.

    Ten epizod dnia jest bardzo monotonny: kręcę się dookoła komputera okupowanego przez Matkę,
a jak mi się uda, bo akurat Matka wyjdzie na spacer, to wchodzę rutynowo: na Fb, Gaię Online
i Bloggera. Tak spędzam czas aż do momentu w którym tata wraca z pracy, w międzyczasie
udaję, że zmywam naczynia i wypełniam obowiązki domowe.
    Czas na OBIAD, czyli najbardziej znienawidzony przeze mnie rozdział dnia!
To przez to, że jem bardzo wolno. Przynajmniej poznaję nowe filmy, bo tata zawsze puszcza jakiś
do wspólnego posiłku. O, na przykład dzisiaj obejrzeliśmy "Łzy Słońca"- smutny wojenny film o Afryce.
Bardzo fajny, polecam. Po godzinie siedzenia w samotności przy stole kuchennym,
pytam tatę, czy mogę już zostawić, po czym idę do komputera.
  Tak czas mija aż do 20- wtedy tata i Matka idą na górę, a ja z komputerem do pokoju.

   Tak oto znalazłam się w łóżku pisząc ten wpis.
              Dziękuję za uwagę, :P
   
                   P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz